GPK, czyli o tym jak Maciej się na start spóźnił :D

Ta relacja oryginalnie ukazała się jako wpis na Stravie.

GPK 2023 1/5

W życiu trzeba mieć priorytety. Najpierw śniadanie i kawa, a potem bzdety typu zawody. Proste, nie?

No nie. Rok temu zapisałem się na całą serię GPK - to w wersji 11km. No i super - z dobiegiem tam i z powrotem to pod 20 podchodzi, więc idealnie. Fajnie, technicznie, niekontuzyjnie (odliczając zbiegi, bo wiadomo, że na każdym GPK kilka kostek idzie do piachu XD).

I teraz też się miałem zapisać na 11kę. Ambitną 11kę. Jednak po zeszłorocznym failu, kiedy to wystartowałem raz, a potem nogi już nie chciały mi dać biegać (nazwijmy to roboczo: "nie-kontuzja"), to trener Piotr stwierdził, że czas na awans. Ambitną 11kę mam już zaliczoną (dla jasności: jedną z pięciu :D), więc teraz czas na Hardą 23kę. Kilka sekund zajęło mi ogarnięcie tego, po co, dlaczego i jak, no ale ciężko mi było odmówić. Może dzięki temu, na 66tym kilometrze Trail Verbier St Bernard X-Traversée, co to nam Aga wymyśliła na przyszły sezon, będę w stanie biec do samego końca i nie irytować jej moim "ej kurna, idziemy" :D

No i właśnie tak - kawa i śniadanie. Różnica między 11ką a 23ką jest taka, że to pierwsze startuje kulturalnie - o 11tej. Czyli i zdążysz się wyspać, i zjesz i kawę wypijesz i skunksa wyprowadzisz, może nawet zdążysz się z kimś pokłócić. Tyle możliwości!

Ale nie, 23ka startuje o 9tej. To jest gigantyczna różnica, bo tyle w głowie zmienia. Znowu ten przedstartowy nastrój z serii "kurwa, nie mam czasu". Wstajesz nie o 7mej czy 8mej ale o 6:45. To prawie jak na basen w środę (no tam o 5:45). A to przecież weekend jest, nie? Potem ta kawa i śniadanie i rozważania: JAK SIĘ UBRAĆ.

Na polu 7 stopni i nie pada. No to na krótko przecież, z kamizelką biegową i czapeczką z daszkiem, co nie? Przecież Maciej przebiegł już tyle i takie zawody zaliczył, że do LW to obleci na leciutko. No może nie sprinterki, ale tak do kolana coś, na to koszulka termmiczna z długim rękawem i styknie. Styknie, prawda?

No dobra, w ostatniej chwili założyłem gacie długie, ale te cienkie. I spojrzałem na zegarek. 8:37. Kurwa, za 23 minuty oni startują, a ja w lesie - tzn na Bronksie jeszcze i nawet żeli nie mam gotowych. No ja jebie, MACIEJ

Kolejne 5 min to taki skompresowany plik maciej-ogarnal-sie.zip Wiele się działo, grunt, że wsiadłem na rower i już naginałem. Zdekompresuję ten plik trochę. No to - zabrałem ze sobą kamizelkę biegową, tą mniejszą, bo trening polega też na tym, żeby latać to GPK w zestawie, co w nim będę leciał Trans-GranCanarię w lutym (opcja 40km). Czyli wszystko mam swoje i na punktach się nie zatrzymuję. Na Kanarach się zatrzymam dolać do soft-flasków, no ale na GPK to nie ma sensu. Zabrałem jeszcze rękawiczki na wszelki wypadek i bufkę. A potem były cyrki z butami, bo mam ich miliard i jest chaos z wkładkami. Dziś zdecydowałem się odpakować w końcu nówki Saucony Peregrine 12 (Peregrine to nadbut - nie ma lepszego na błoto i Tatry itede, nawet z tym nie dyskutujcie). Oczywiście wkładki mi nie siedziały, ale nie znalazłem tych, co chciałem. Oczywiście straciłem te 30s na kurwienie.

GPK 2023 1/5

W końcu udało się wyjechać. Wiecie jak się jedzie w butach trailowych w mokrych pedałach spd? No chujowo.

Zwróciliście uwagę na "mokrych"? No właśnie - trochę padać zaczęło. Nawet nie tak "trochę".

Fast-forward, wychodzę z depozytu w szkole pod startem, w prawej ręce kamizelka zwykła, na plecach biegowa a w lewej ręce rękawiczki i bufka (tak jakby co :D). I patrzę na zegarek: 8:58. KURWA MACIEJ

Uwielbiam, jak rpzed startem mam tą chwilę na czill. Na zastanowienie się, kontemplację, obczajkę i zespolenie się z przyrodą XDDD No to tutaj się zespoliłęm ze swoim tętnem submaksymalnym, naginająć tą pionową ścianką do góry, na parking pod Babą Jagą na linię startu. A tam już słychać jak odliczają.

Wdupcyłem się na tę linię dokładnie jak już wszyscy wylecieli - zdążyłem na ostatnich. Fotografowie, co fotki cykali, to akurat mieli okazję obejrzeć sobie, jak przechodzę do marszu, podwijam koszulkę i poprawiam pulsometr. Pewnie zrobili zdjęcia mojego bebzona. Potem jeszcze w głowie sobie myślałem, że bardzo szkoda, że Agi nie ma, bo poza doskonałym towarzystwem, to schowałaby mi te graty do kamizelki (te co w rękach trzymałem), a tak to sam musiałem wykonywać gimnastykę.

No to lećmy dalej. Już na tym podbiegu pod ZOO ciśnienie mi podniósł typ, co wziął na tą 23kę (albo 3okę, ciężko powiedzieć) psa (Bordera) na uprzęży. Psur nie był nauczony latać w tłumie, więc zaganiał, płatał się (wraz ze smyczą) pod nogami, a typ nie ogarniał. No co za zjeb - akurat w kwestii Borderów mam coś (wiele) do powiedzenia, ale wam podaruję. W każdym razie - 23km dla psa to jest w chuj, a na zawodach rzadko się człowiek zatrzymuje. A pies potrzebuje, dla niego nie jest dobre latać tyle bez przerwy. Ehh, następnym razem za miesiąc zaczaję się na niego i mu nagadam.

Dobra, wróćmy na zawody. Zajebiście się leciało i muszę przyznać, że te dwa kółka to jest mega pomysł. Pierwsze poleciałem mocno, bo zacząłem od tętna submaksymalnego, co mi pozostało ze sprintu na start, i już nie zeszło, więc po prostu kontynuowałem XD Na drugim już odpuściłem, bo jednak UFFF. Zanim jednak to drugie, to fajna sprawa na ostatnim zbiegu pierwszego kółka. Z boku doszli do nas ludzie z jakiegoś iwętu nordic-walkingowego. Akurat na zbieg. Oczywiście, że się wyprzedzali, w tym swoim marsz-tempie, na tym zejściu, więc aby tam zbiegając, cokolwiek wyprzedzić, to trzeba było przeskakiwać nad ich kijami :D No bo oni te kijki to tak baaaardzo szeroko. O borze, ale to było zabawne i starszne po trochu :D

A na tym drugim kółku to zrobiło się ślisko. I to jak ślisko!

Na jednym zbiegu wąwozem, wyprzedzałem taką jedną laskę ("kobietę, panią, niewiastę, zawodniczkę", pick one, ale ona była w gołych nogach i mini-białej spódnicy biegowej, więc "lasce"; ale musiała zmarznąć!). No i leciałem w dół, w momencie gdy ją wyprzedzałem, to ją chybło w moją stronę, to ja w lewo uciekłem na bok wąwozu, trochę się poślizgnąłem, i dokończyłem wyprzedzanie niczym piłkarz: dłuuuugim wślizgiem. Udało się! Potem jeszcze było kilka weselszych miejsc, z najciekawszym zbiegiem tą polaną na samym końcu, co lokalsi i innim, co latali GPK to wiedzą co. Tam nadrabiałem lecąc pół-ślizgiem samym środkiem. Mówiłem wam, że Peregriny to jest nadbut na błoto? No właśnie!

A potem dobiegłem na metę, nikogo nie spotkałem, było zimno i chujowo i pojechałem do domu. Udało mi się zdążyć przed pierwszą dwójką, co kończyła 30kę - kilka minut po mnie. LOL!

GPK 2023 1/5

I jeszcze linki:

Show Comments
< !--Google tag(gtag.js)-- >